Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Alfons Nossol o Benedykcie XVI. "Nigdy nie widziałem go zdenerwowanego"

KOG
Benedykt XVI i arcybiskup Alfons Nossol w Rzymie w czasie pielgrzymki do progów apostolskich.
Benedykt XVI i arcybiskup Alfons Nossol w Rzymie w czasie pielgrzymki do progów apostolskich. Archiwum
Jaki był Benedykt XVI prywatnie? Rozmowa z emerytowanym arcybiskupem opolskim Alfonsem Nossolem, który dobrze znał Josepha Ratzingera.

- Kardynał Ratzinger miał opinię człowieka chłodnego. Ksiądz arcybiskup zna go od 33 lat. Ile w tym prawdy?
- Wbrew pozorom, ani trochę. Choć rzeczywiście nie jest tak żywiołowy jak Jan Paweł II. Cóż, Joseph Ratzinger nie jest Słowianinem. Ale jest ciepłym Bawarczykiem. Równocześnie to jest intelektualista i naukowiec, który sprosta każdej sytuacji, gdyż ma wielką wiedzę ogólną. O co by go nie spytać, natychmiast łapie kontekst. Ma też taki dar, że nie interesują go rzeczy peryferyjne. Zwykle szuka samej esencji. Pokazał to, pisząc swoją pierwszą encyklikę o samej istocie chrześcijaństwa i Kościoła - o Bogu, który jest miłością - bez zatrzymywania się na nakazach czy zakazach, dotykając od razu tego, co najważniejsze. Ale przy wszystkich swoich intelektualnych pasjach nie jest człowiekiem zamkniętym w czterech ścianach swojej pracowni.

- Jak się objawia jego bawarskie ciepło?
- Choćby przez to, że przez te 33 lata nigdy nie widziałem go zdenerwowanego. Nawet kiedy go bardzo atakowano jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary, czym na pewno się przejmował, bo to - wbrew stereotypowi - nie był kardynał pancerny, reagował zawsze bardzo kulturalnie, bardzo po ludzku. Nawet jeśli atakujący wypowiadał sądy powierzchowne, bez głębszej znajomości rzeczy, zawsze pozostawał przyjazny i szukał kontaktu z drugim człowiekiem.

- Czy w prywatnych kontaktach papież ma poczucie humoru?
- O tak, potrafi się bardzo szczerze i radośnie śmiać. Zwłaszcza bawią go dowcipy bardziej intelektualne.

- Sam też je opowiada?
- Tak, choć zwykle nie podaje ich jako swoich własnych. Raczej mówi, że coś zabawnego usłyszał albo gdzieś przeczytał. Wprost od niego trudniej coś żartobliwego wydobyć. Ale kiedy spotykaliśmy się na obiedzie, kiedy mieszkał w Rzymie przy Piazza Leonina tylko we troje - ks. kardynał, jego siostra i ja - chętnie opowiadał anegdoty z życia uniwersyteckiego. Widać wtedy było, że nie jest czystym abstrakcjonistą zanurzonym tylko w książkach, ale człowiekiem niezwykle ludzkim. Przy tym jest autentycznie nieśmiały. Wychodzenie do przodu, bycie w centrum zainteresowania wyraźnie mu nie leży. Kiedy mówił po wyborze na papieża, że jest skromnym pracownikiem w winnicy Pańskiej, to ani trochę się nie krygował. Podczas spotkań ekumenicznych zwykle siedzieliśmy obok siebie i pamiętam dobrze, że kardynał Ratzinger nigdy nie pchał się do głosu w toku najgorętszych emocji. Zwykle czekał aż one opadną, zgłaszał się do dyskusji pod sam koniec i krótko, ale niezwykle celnie trafiał w sedno rzeczy. On naprawdę dobrze czuł się z boku.

- Tyle tylko że papież jest z urzędu stale w centrum zainteresowania...
- Myślę, że to jest dla niego straszne cierpienie, bo to nie leży w jego naturze. Na szczęście razem z jego nową bardzo trudną posługą Piotra naszych czasów Benedykt XVI otrzymał też nowe charyzmaty. Bardzo się otworzył. Coraz chętniej dialoguje z tłumem. I świetnie przełamuje swoją nieśmiałość.

- Pamięta ks. arcybiskup, co papież je najchętniej?
- Kiedy gościł u nas na Opolszczyźnie, miałem wrażenie, że smakowało mu wszystko. Mówił, że śląska kuchnia bardzo mu przypomina kuchnię bawarską.

- Mówi się, że papież lubi słodkie rzeczy - ciasto z jabłkami i pączki...
- Potwierdzam, że kiedy miałem możność jeść z nim obiad, to zawsze jakiś słodki deser był jego częścią. Raz mnie nawet pouczył, kiedy po obiedzie piłem wodę i sok, a potem sięgnąłem po jabłko. Przypomniał, że rodzice w domu mówili mu zawsze, że po wodzie lepiej owoców nie jeść, bo to szkodzi na trawienie. Nawet w drobnych sprawach jest bardzo uporządkowany.

- Za to wysiłek fizyczny, sport chyba nawet w młodości nie był jego mocną stroną?
- Obawiam się, że jedynym wysiłkiem fizycznym, jaki stale podejmował, było nakręcanie zegarka. Myślę, że on zwyczajnie nie miał czasu na sport. Proszę pamiętać, że włada w mowie i w piśmie siedmioma językami, w tym perfekcyjnie łaciną i greką. Więc właściwie zawsze, odkąd go znam, uczył się słówek. Stale coś czytał. Miało się wrażenie, że wszystko chce zgłębić.

- Czym ks. arcybiskup tłumaczy, że Benedykt XVI - inaczej niż jego poprzednik - nie zaprasza gości ani na msze święte do kaplicy, ani na posiłki?
- Obecny papież rozpoczął pontyfikat, mając dwadzieścia lat więcej od Jana Pawła II. Więc trochę się z konieczności oszczędza. Potrzebuje na wszystko więcej czasu. Tym bardziej, że sam pisze wszystkie teksty swoich wystąpień. Poza tym jest człowiekiem, który szuka wewnętrznego skupienia. Raczej się wycisza, niż pragnie kontaktu z tłumem, który nie leży w jego charakterze.

- Dziękuję za rozmowę.

Wywiad z archiwum „Nowej Trybuny Opolskiej"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Alfons Nossol o Benedykcie XVI. "Nigdy nie widziałem go zdenerwowanego" - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na kluczbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto