Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tutaj ginęli ludzie. Pamiętajmy o nich w Dniu Zadusznym. Opolskie katastrofy drogowe, kolejowe i lotnicze

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
17 października 1984 roku o godz. 4.26 rozpędzony pociąg pospieszny relacji Lublin - Jelenia Góra zderzył się w Bąkowie ze składem towarowym. Cztery osoby zginęły a 60 zostało rannych.
17 października 1984 roku o godz. 4.26 rozpędzony pociąg pospieszny relacji Lublin - Jelenia Góra zderzył się w Bąkowie ze składem towarowym. Cztery osoby zginęły a 60 zostało rannych.
Wzdłuż opolskich dróg stoją ich setki, a może i tysiące. Te krzyże i kwiaty obok to znak, że pamięć o zmarłych tam ludziach wciąż jest żywa wśród rodzin i znajomych. Dla reszty są przestrogą. Opolszczyzny nie ominęły tragiczne wypadki, katastrofy kolejowe i lotnicze oraz klęski żywiołowe. Wejdź do galerii i zobacz, gdzie doszło do tragicznych wypadków.

Dziś po przejeździe kolejowym na linii Kędzierzyn-Koźle - Strzelce Opolskie w Raszowej nie ma już śladu. Nawet miejsce po szynach jest zaasfaltowane, a pociągi nie jeżdżą tam od blisko dwudziestu lat. O tamtej tragedii przypomina jednak drewniany krzyż stojący przy drodze na Leśnicę.

Na przymocowanej do niego tablicy widnieje inskrypcja: „W tym miejscu przed 50 laty poniosło śmierć w wypadku kolejowym 15 mieszkańców Ostropy powracających do domów z Góry św. Anny. 1958 - 27 lipca - 2008”. W zderzeniu ciężarówki przewożącej pielgrzymów z pociągiem zginęło 17 osób. Dwie pozostałe, to najprawdopodobniej przypadkowi podróżni, nie byli mieszkańcami tej ówczesnej podgliwickiej wsi, która dziś jest już dzielnicą miasta, dlatego nie zostali upamiętnieni na tablicy.

Śmierć w drodze od św. Anny

Jak można przeczytać w Gościu Gliwickim z 10 sierpnia 2006 roku na pielgrzymkę na Górę św. Anny z parafii w Ostropie zapisało się tylu chętnych, że nie wystarczył jeden autobus, by ich zabrać. Z trudem załatwiono drugi transport - ciężarowego stara z gliwickiego przedsiębiorstwa warzywno-owocowego.

Był 27 lipca 1958 roku. Uroczystości w sanktuarium zakończyły się przed siedemnastą. Potem pątnicy z Ostropy skierowali się do samochodów. Część z nich wsiadała do autobusu, a około 30 osób na pakę ciężarówki. W tym czasie w Ostropie przygotowywano się na powitanie pielgrzymów, formowała się procesja z krzyżem i sztandarami...

Tuż przed 17.30 star z gliwickiego przedsiębiorstwa warzywno-owocowego wjechał na niestrzeżony przejazd kolejowy w Raszowej, kabina kierowcy była już po drugiej stronie torów kiedy w skrzynię załadunkową, na której siedzieli pielgrzymi, uderzył parowóz.

- Ludzie lecieli jak ziarno, które sieje gospodarz, tak to widziałam - opowiadała w Gościu Gliwickim Wanda Jasny, która przeżyła katastrofę.

Ogromna siła wyrzuciła ją na lokomotywę i wtedy ze strachu kurczowo uczepiła się zderzaka. Tak przejechała jeszcze 300 metrów, sanitariusze nie mogli jej od niego oderwać...

15 ofiar katastrofy w Raszowej pochowano na cmentarzu w Ostropie w jednej kwaterze. Na zdjęciach z pogrzebu widać wykopany długi dół, a nad nim rząd trumien. Oprócz rzędu grobów, jest tam również pamiątkowa tablica z imionami i nazwiskami ofiar i napisem „Zginęli śmiercią tragiczną przy wypadku samochodowym wracając z pielgrzymki z Góry św. Anny”. Natomiast w 2008 roku, w 50. rocznicę tragedii parafianie z Ostropy postawili w jej miejscu pamiątkowy krzyż...

Jechali na kolonię...

Droga krajowa nr 45 na odcinku Krapkowice - Opole pomiędzy Folwarkiem a Winowem w pewnym momencie układa się w niewielki łuk. Nie jest wcale niebezpieczny, ale to właśnie tam 18 lipca 1988 roku około godziny 6.30 należąca do głubczyckiego POM-u nysa uderzyła w stara. Ciężarówka przewróciła się na furgonetkę dosłownie miażdżąc jej karoserię, która została zmieciona z podwozia. Na miejscu zginęło sześć osób podróżujących nysą: dzieci, które jechały na kolonię, ich opiekunka, kierowca, pracownik POM-u oraz najprawdopodobniej przygodny pasażer. W Opolu dzieci i ich opiekunka mieli przesiąść się do autobusu i wraz z resztą grupy udać się w dalszą podróż do NRD...

- Nie zapomnę tego widoku, śnił mi się po nocach - mówi Ryszard Rudnik, dziś redaktor Nowej Trybuny Opolskiej, który jako młody dziennikarz pojechał na miejsce tragedii. - Jedno wielkie kłębowisko żelastwa spod którego widać było ciała. Nigdy wcześniej, ani nigdy później czegoś podobnego nie widziałem.

Do szpitala pogotowie zabrało piętnastoletniego chłopca, który jako jedyny pasażer nysy przeżył wypadek. Miał m.in. wstrząśnienie mózgu. Lekkie obrażenia miał natomiast kierowca stara.

- Jechałem z Wrocławia do Wodzisławia Śląskiego. Już z daleka widziałem nysę po lewej stronie szosy - mówił zaraz po wypadku. - Jakieś 10 - 12 metrów przede mną tamten samochód zaczął nagle zjeżdżać na mój pas. Wyraźnie widziałem, że kierowca miał głowę opuszczoną na kierownicę. Starałem się odbić w lewo i wtedy nysa uderzyła chyba w bok mojej przyczepy. Potem wszystko działo się tak błyskawicznie, nic więcej nie pamiętam.

Ofiary tragedii pod Opolem spoczęły na głubczyckim cmentarzu. Groby czterech ofiar znajdują się obok siebie, dwa pozostałe w innym miejscu.

Śmiertelny wiadukt

Ulica Krapkowicka w Opolu to wąski trakt przypominający raczej podrzędną dróżkę niż jedną z wylotówek ze stolicy województwa. Górą przebiega linia kolejowa z Opola do Wrocławia, a pociągi przecinają jezdnię po niewielkim wiadukcie. To właśnie pod nim doszło do dwóch identycznych katastrof drogowych, w których życie straciło siedem osób. O jednej z nich przypomina krzyż z obeliskiem, który znajduje się tuż przy wiadukcie od strony miasta...

Był 2 września 1991 roku około godziny 22.10 kiedy star 200 z jednostki Wojskowej 1383 w Opolu wjechał pod nisko zwieszoną konstrukcję. Stalowa belka ścięła pakę ciężarówki, zabijając jadących na niej trzech żołnierzy służby zasadniczej. W latach 70. niemal w identycznych okolicznościach pod wiaduktem zginęło czterech milicjantów... Star, którym jechali również roztrzaskał się o stalowy wiadukt.

Zginęli na służbie

Piątek, 13 września 1996 roku. Nadkomisarz Józef Kula i aspirant sztabowy Kazimierz Knoblich, funkcjonariusze opolskiej drogówki, jechali polonezem w policyjnej kolumnie do Paczkowa, zabezpieczać etap kolarskiego wyścigu Tour de Pologne. Tragedia wydarzyła się o 13.40, na drodze krajowej nr 46 tuż za wiaduktem nad autostradą w Prądach, obok jednego ze stawów w okolicy Sosnówki. Policyjny radiowóz został staranowany przez kierowcę stara, który nagle zjechał na przeciwległy pas ruchu.

Jechałem do Opola z transportem piwa - relacjonował zaraz po wypadku 23-letni kierowca ciężarówki. - Kierowca auta, które było przede mną, na widok kolumny policyjnej na sygnałach nagle stanął. Żeby na niego nie wjechać, nacisnąłem ostro na hamulec. Wtedy zablokowała się kierownica i uderzyłem w jeden z jadących z przeciwka radiowozów.

Polonez wpadł pod maskę stara i został dosłownie zmiażdżony. Pozostali policjanci wezwali pomoc. Kierowca innej ciężarówki liną wyciągnął radiowóz spod stara. Żeby uwolnić rannych policjantów, strażacy nożycami musieli odciąć drzwi i dach oraz odciągnąć kierownicę, która wpadła do środka samochodu. Niestety obaj policjanci zginęli na miejscu.

Jak można przeczytać na stronie internetowej Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu, podinspektor Józef Kula oraz aspirant sztabowy Kazimierz Knoblich byli dobrymi i skutecznymi policjantami. Zdyscyplinowani, sumienni i koleżeńscy, wyróżniali się odwagą i zdecydowaniem w działaniach na rzecz bezpieczeństwa mieszkańców Opolszczyzny. Za zaangażowanie i osiągnięcia w służbie byli wyróżniani i nagradzani przez przełożonych.

Ostatni kurs

- Semafor był otwarty. Tuż przed przejazdem z odległości paru metrów w świetle latarni zauważyłem wpadający na lokomotywę autobus. Włączyłem natychmiast hamulce. Po stu metrach pociąg stanął. Wyjrzałem i zobaczyłem, jak ze szczątków autobusu wydostały się trzy osoby broczące krwią. Byli to mężczyźni. Upadli obok toru i jęczeli. Wprost błyskawicznie zjawiła się karetka pogotowia. Zbiegli się ludzie - relacjonował w Trybunie Opolskiej Stanisław Behounek, maszynista pociągu relacji Bytom - Kamieniec, który 6 stycznia 1960 roku o godz. 20.57 na przejeździe kolejowym u zbiegu ul. Marka z Jemielnicy i al. Niepodległości w Opolu uderzył w autobus PKS relacji Opole - Izbicko.

Na miejscu zginęło 12 osób, kolejne zmarły w szpitalu.

Chwilę przed tragedią po torach przejechał pociąg towarowy. Zaraz po tym dróżnik otworzył rogatki, by przepuścić stojące przed przejazdem dwa autobusy. Kiedy pierwszy z nich wjechał na tory, uderzył w niego z prędkością 50 km/h parowóz, który pchał pojazd jeszcze przez ponad 100 metrów...

Katastrofa pod Kluczborkiem

To było najtragiczniejsze zderzenie pociągów w powojennej historii regionu, w którym cztery osoby zginęły a 60 zostało rannych. Wszystko rozegrało się 17 października 1984 roku o godz. 4.26. Rozpędzony pociąg pospieszny relacji Lublin - Jelenia Góra przejeżdżał przez Bąków. Nagle spod semafora wjazdowego stacji Bąków ruszył skład towarowy i wjechał na ten sam tor. Lokomotywa EU07-022 z impetem uderzyła w pociąg towarowy. Siła uderzenia była tak duża, że wagony pociągu pospiesznego zostały wyrzucone z torów na obie strony. Na miejscu zginęły trzy osoby, w tym maszynista pociągu oraz konduktor. Czwarta z ofiar katastrofy zmarła w szpitalu. Jedna z pasażerek, będąca w ciąży, na skutek wypadku poroniła. Za przyczynę katastrofy uznano błąd dyżurnej stacji Bąków, w wyniku którego na jednym torze znalazły się dwa składy.

Zderzenie pociągów pod Sukowicami

12 listopada 1939 roku pod Sukowicami niedaleko Kędzierzyna-Koźla wydarzyła się jedna z największych i najtragiczniejszych katastrof kolejowych tamtych czasów. W zderzeniu dwóch pociągów na jednotorowej linii Kędzierzyn-Baborów zginęło na miejscu prawie 60 osób, kolejne zmarły w szpitalu. Oba pociągi spotkały się 500 metrów od stacji w Sukowicach. Skład z Kędzierzyna zwolnił przed zakrętem i niewielką górką, natomiast ten z Baborowa właśnie nabierał prędkości. Obsługa parowozu jadącego z Baborowa, widząc, co się święci, wyskoczyła, załoga drugiego nie zdążyła. Zderzenie było tak silne, że obie lokomotywy wbiły się w siebie.

Pierwszy wagon pociągu z Baborowa został całkowicie zmiażdżony, drugi do połowy. Następny przesunął się na dach innego wagonu. Wszędzie było słychać jęki rannych i konających. Na miejsce katastrofy przybiegli mieszkańcy Sukowic, Zakrzowa i innych okolicznych wsi, próbując ratować zakleszczonych we wrakach wagonów.

Po kilkudziesięciu minutach nadjechał z Raciborza pociąg ratowniczy (Lazarettzug) z lekarzami i sprzętem medycznym. Zniszczone wagony, rozcinano palnikami siekierami i piłami, żeby wydostać uwięzionych żywych i zmarłych. Lekarze operowali ciężko rannych na miejscu. Potem transportowani oni byli do szpitali w Koźlu, Głubczycach, Raciborzu i Opawie.

Dziś miejsce katastrofy upamiętnia skromny metalowy krzyż, z napisem "Boże zmiłuj się nad ofiarami wypadku kolejowego 12.11.1939", który stoi obok przejazdu kolejowego w Sukowicach.

Katastrofa lotnicza w Polskiej Nowej Wsi

16 września 1984 roku doszło do największej katastrofy lotniczej w historii Opolszczyzny. Przeciążony samolot AN-2, który chwilę wcześniej wystartował z lotniska w Polskiej Nowej Wsi, po kilku sekundach runął na ziemię. Zginęło 12 osób, a 14 odniosło obrażenia. Wśród ofiar był znany opolski żużlowiec Ryszard Berezowski. Obok drogi prowadzącej do opolskiego aeroklubu znajduje się obelisk z tablicą upamiętniającą ofiary katastrofy.

Wielki pożar lasów

26 sierpnia 1992 roku, w lasach koło Kuźni Raciborskiej wybuchł największy pożar w powojennej historii Polski. W jego trakcie zginęło dwóch strażaków - Andrzej Kaczyna i Andrzej Malinowski, a także młoda kobieta z Rud, która została potrącona przez pędzący do akcji wóz gaśniczy. Blisko 2 tysiące uczestników działań odniosło obrażenia, 50 poddano hospitalizacji. Zniszczeniu uległo 15 pojazdów i wiele sztuk różnego sprzętu pożarniczego. Spaleniu uległo blisko 10 tysięcy hektarów lasu.

Powódź tysiąclecia

Był 3 lipca 1997 roku, kiedy nad Polską, a także sporą częścią Europy zawisły gęste chmury. Padający bez przerwy deszcz sprawił, że służby meteorologiczne zaczęły wysyłać pierwsze raporty o możliwości wystąpienia podtopień. Ale chyba nikt nie przypuszczał, że powódź będzie tak katastrofalna w skutkach. Kilka dni później pod wodą znalazły się m.in. Głubczyce, Kędzierzyn-Koźle, Zdzieszowice, Krapkowice, Opole, Brzeg i Nysa. Skala żywiołu przewyższyła najśmielsze oczekiwania mieszkańców, a uczeni mówią, że taka woda zdarza się raz na tysiąc lat. Podczas powodzi na Opolszczyźnie zginęło 8 osób. Najmłodszą ofiarą był młody, zaledwie 24-letni mężczyzna ze wsi Krępna pod Zdzieszowicami. Najstarszą - 85-latka z Kędzierzyna-Koźla. Tamtą tragedię upamiętnia m.in. pomnik postawiony Zdzieszowicach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto