Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Kluczborka sam zbudował żaglowiec. Efekt jest niesamowity. Niebawem pierwszy rejs

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Janusz Głowienkowski z Kluczborka wspólnie z synem Damianem zbudował jacht. Już za kilka tygodni żaglowiec popłynie w pierwszy rejs.
Janusz Głowienkowski z Kluczborka wspólnie z synem Damianem zbudował jacht. Już za kilka tygodni żaglowiec popłynie w pierwszy rejs. Milena Zatylna
Janusz Głowienkowski z Kluczborka z pomocą syna i przyjaciół zbudował żaglowiec. Zajęło mu to kilkanaście lat. Zamierza nim pływać po dalekich wodach.

Żeglarska przygoda Janusza Głowienkowskiego rozpoczęła się ponad pół wieku temu.

- Najpierw pływałem na Turawie, później był Zalew Szczeciński. Następnie zamieszkaliśmy w Niemczech, blisko granicy z Holandią, gdzie żeglowanie jest niezwykle popularne, więc ta pasja się tam rozwinęła – opowiada Janusz Głowienkowski. – Każdy weekend, urlop, wakacje, spędzaliśmy z żoną, synem, czasem ze znajomymi właśnie pod żaglami.

Pan Janusz marzył o własnym jachcie, ale na jego zakup nie było go stać, więc postanowił, że sam go sobie zrobi. Na realizację marzenia poświęcił 17 lat.

- Myślałem, że uwinę się w 6 lat, ale przyszły niedomagania, operacje, później pandemia i tak to się przeciągnęło – wyjaśnia.

Mieszkaniec Kluczborka na pracę przy żaglowcu poświęcał każdą wolną chwilę.

- Zawodowo pracowałem bardzo dużo, na kilku etatach, a mimo wszystko zawsze potrafiłem znaleźć między jednym a drugim zajęciem jeszcze parę minut, żeby popracować przy jakimś elemencie jachtu – opowiada Janusz Głowienkowski. – Wiele prac wykonywałem w naszym mieszkaniu, w bloku na trzecim piętrze. Anektowałem żonie pół kuchennego stołu i dłubałem.

Efekt jest zachwycający. Jacht wygląda bardzo elegancko – zarówno jeśli chodzi o konstrukcję, jak i umeblowanie, jakby wyszedł z profesjonalnej stoczni.

Jacht z Kluczborka to pływający kamper

To luksusowy pływający kamper, który ma wewnątrz wszystko, czego potrzeba do życia – są dwie sypialnie (w sumie dla 4 osób), kapitański kącik do nawigacji, toaleta, kuchnia wyposażona w kuchenkę, dwie lodówki, a nawet barek.

Wszystko tak zaprojektowane i wykonane, by zajmowało jak najmniej miejsca i było jak najbardziej funkcjonalne. Stąd pełno jest pomysłowych schowków (np. silnik ukryty jest pod schodami, deskę do krojenia wysuwa się z kuchennej lady).

- Każdy centymetr żaglowca zrobiłem własnymi rękami, od elektryki, przez mechanikę. Spawanie, piaskowanie, malowanie, izolacja termiczna, to dzieło moje i syna – mówi konstruktor. – Czasami, bardzo sporadycznie korzystałem z pomocy stolarza. Do pracy używałem narzędzi, jakie każdy ma w domu, a zatem: wyrzynarki kątowej, wiertarki, szlifierki, klocka z papierem ściernym.

Jak przyznaje pan Janusz, w jachcie zastosował wiele własnych udoskonaleń, a nawet wynalazków.

- Na przykład będziemy mieli ze sobą żurawik z szalupą, więc zamontowaliśmy tam panele słoneczne z ruchomą z blokadą, aby się układały do słońca – tłumaczy. – Będzie dodatkowy prąd.

Jacht ma 41 stóp długości (czyli 12,5 metra), 3,70 m szerokości i waży około 12 ton. Na wyposażeniu posiada oprócz żagli silnik pomocniczy o mocy 72 koni mechanicznych.

Ile kosztował jacht, tego konstruktor nie zdradza.

- Koszty trudno policzyć, ale na pewno za każdy jego metr można by było kupić niezły używany samochód i to z przyczepką - mówi pan Janusz.

Ale tak naprawdę ten jacht jest bezcenny, bo trudno poświęconych na jego wykonanie czas i emocje nie można zamienić na żadną walutę.

Żaglowiec otrzymał nazwę „Stobrava”. Jego właściciel chce zarejestrować go w Polsce, by pływał pod biało-czerwoną banderą.

- Stobrawa to rzeka dla mnie bardzo sentymentalna. W niej „uczyłem się wody” – tłumaczy Janusz Głowienkowski. – Pływałem w Stobrawie, puszczałem pierwsze łódki na kluczborskim stawie, który jest zasilany wodą ze Stobrawy. Zimą na rzece i na stawie jeździłem na łyżwach. Niejednokrotnie skąpałem się w jej wodach, a nawet jej się napiłem. I tak jak Stobrawa cały czas płynie, tak ja mam nadzieję, że będzie pływać mój żaglowiec.

Jacht drogą lądową zostanie przetransportowany do Holandii i tam wyruszy w dziewiczy rejs. Jeśli go przejdzie pomyślnie, pan Janusz razem z synem i żoną Bronisławą zamierza pożeglować na Morze Bałtyckie i Morze Północne – opłynąć wybrzeże Szwecji, norweskie fiordy, Anglię oraz Irlandię, a później być może gdzie oczy poniosą.

Przez ostatnie pięć lat konstruktor pracował na terenie prywatnej firmy w Kluczborku.

- Mogliśmy obserwować, jak żaglowiec z brzydkiego kaczątka przemienił się niemal w dzieło sztuki – mówi Marcin Wiatr, właściciel firmy. – Jesteśmy pod wrażeniem i jednocześnie bardzo dumni, że coś takiego u pas powstało.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mieszkaniec Kluczborka sam zbudował żaglowiec. Efekt jest niesamowity. Niebawem pierwszy rejs - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na kluczbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto