Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W rodzinie Łysiaków z Kluczborka serca biją w siatkarskim rytmie [SYLWETKA, ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Rodzina Łysiaków w komplecie. Od lewej: pan Mariusz, Michał, Justyna i pani Renata.
Rodzina Łysiaków w komplecie. Od lewej: pan Mariusz, Michał, Justyna i pani Renata. archiwum prywatne Justyny Łysiak
Słysząc w Kluczborku nazwisko Łysiak, w pierwszej kolejności nierozłącznie kojarzy się ono z siatkówką. Pan Mariusz jest człowiekiem- instytucją w miejscowym Mickiewiczu. Jego żona Renata to była siatkarka. Ich dzieci, Justyna oraz Michał, również poszły śladami rodziców i aktualnie, z powodzeniem, czynnie uprawiają ulubioną rodzinną dyscyplinę.

O dziwo jeszcze dziś nie rozmawialiśmy o siatkówce – zaznacza Mariusz Łysiak, obecny prezes i trener 1-ligowego Mickiewicza Kluczbork. I na początku rozmowy, którą prowadzimy od godz. 11, kontynuuje. – Córka przebywa w Kaliszu, żona miała zdalne lekcje, syn wstał 15 minut temu, a ja odśnieżałem podwórko. Jestem jednak przekonany, że niedługo po zakończeniu naszej rozmowy będziemy już w rodzinie poruszać siatkarskie tematy.

- W naszym domu siatkówka zawsze była, jest i będzie obecna – dodaje Justyna Łysiak, aktualnie 22-letnia zawodniczka, grająca na pozycji libero w ekipie Energi MKS-u Kalisz (Tauron Liga) i mająca za sobą występy w reprezentacji Polski. – Odkąd mój brat Michał również zaczął kilka lat temu ją trenować, rozmowy o tematyce siatkarskiej toczymy jeszcze częściej niż wcześniej. Gra on na tej samej pozycji co ja, więc często rozmawiamy ze sobą o aspektach technicznych czy taktycznych. Staram się mu dawać różne wskazówki oraz podpowiadać, w jakich aspektach ma największe pole do poprawy.

- Bardzo bym chciał pójść w ślady siostry i przynajmniej dorównać do poziomu, na którym ona już się znajduje – podkreśla Michał Łysiak, urodzony w 2000 roku aktualny libero Mickiewicza.

Ulotna pasja do futbolu i karate
Przygoda Michała z siatkówką trwa zdecydowanie najkrócej. Zaczął ją trenować dopiero około cztery lata temu.
- Przed podjęciem treningów ze świata siatkówki znał chyba tylko tatę – śmieje się pan Mariusz.

- … i Justynę – dopowiada nieśmiało Michał.

- I Justynę, chociaż może też niekoniecznie … – zastanawia się jego tata. – Przez wiele lat siatkówka kompletnie go nie interesowała. Miałem nawet do niego żal o to, że nie chciał chodzić na mecze Mickiewicza, kiedy graliśmy jeszcze w 2 lidze. Zawsze wolał znaleźć sobie inne zajęcie. Był też przy tym zadeklarowanym piłkarzem nożnym.

Przez długi czas Michał doskonalił swoje umiejętności piłkarskie w młodzieżowych grupach MKS-u Kluczbork. Z niezłym skutkiem, ponieważ ocierał się nawet o kadrę wojewódzką. O ile na siatkarskim parkiecie jego rolą jest dbanie o defensywę, o tyle na zielonej murawie miał zupełnie inne zadania.

- Występowałem na pozycji skrzydłowego – opowiada Michał. – Szczególną radość sprawiało mi dawanie asyst kolegom. Piłkę nożną trenowałem przez 10 lub 11 lat, ale pewnego dnia, bez jakiegoś szczególnego powodu, przestałem czuć satysfakcję z jej uprawiania. Jako osoba, dla której dzień bez treningu, jest dniem straconym, nie potrafiłem jednak długo usiedzieć w domu. Zdecydowałem się podjąć nowe sportowe wyzwania. Najpierw był krótki okres gry w koszykówkę, ale mój ostateczny wybór padł na rodzinną siatkówkę. Teraz jestem już pewien, że chciałbym dzięki niej zarabiać na życie.

Justyna do siatkówki przekonała się szybciej, bo na pierwszy trening udała się w wieku 12 lat. Wcześniej była bardzo dobrze zapowiadającą się zawodniczką w zupełnie innej dyscyplinie – karate. Zdobyła w nim stopień 3 kyu, czyli brązowy pas.

- Na początku rodzice bardzo nalegali na to, bym kontynuowała treningi karate – wspomina Justyna. – Widzieli, że kiedy byłam jeszcze dzieckiem, pewne rzeczy nie sprawiały mi trudności. Zawsze chciałam wygrywać, byłam bardzo zaangażowana w to, co robię. Przez to mama z tatą trochę się bali, że w sporcie zespołowym mogę sobie nie poradzić. Uważali, iż lepsza będzie dla mnie dyscyplina indywidualna. Mniej jednak po paru latach karate się znudziło, potrzebowałam zmiany. Pewnego dnia oglądaliśmy razem mecz siatkówki, już dokładnie nie pamiętam jaki, i to okazało się dla mnie impulsem do podjęcia nowego wyzwania.

Kiedy jednak pytamy Justynę, która w szkolnych czasach z powodzeniem rywalizowała też w piłce nożnej czy piłce ręcznej, o liczbę posiadanych trofeów z poszczególnych sportów, numerem jeden w tym względzie wcale nie jest siatkówka.

- Najwięcej mam ich z karate – uzupełnia. – Przede wszystkim dlatego, że kiedy za młodu je uprawiałam, praktycznie każde zawody honorowane były medalami. W młodzieżowej siatkówce już tak nie było. Największym moim sukcesem był w niej wyjazd z reprezentacją Polski na mistrzostwa świata – najpierw kadetek, potem juniorek, odpowiednio do Peru i Meksyku. Udało mi się też potem zadebiutować w seniorskiej kadrze. Staram się jednak nie porównywać swoich osiągnięć z karate i siatkówki, bo to dwie różne bajki, jeżeli chodzi o rangę zawodów, w których brałam udział.

Zdecydował za nich wzrost
Zarówno Michał, jak i Justyna nie od razu byli szykowani do pełnienia roli libero. O tym, że zostali wyznaczeni do występów do tej pozycji, zadecydowała za nich w dużej mierze natura. A konkretnie warunki fizyczne – Michał mierzy 185 cm wzrostu, a Justyna 173.

- W rozgrywkach juniorskich Michał występował na pozycji przyjmującego – tłumaczy pan Mariusz. – Miał też epizod jako rozgrywający, ale rola libero jest dla niego zdecydowanie najlepszą. To również taka rodzinna pozycja, bo uważam, że gdyby istniała ona w czasach siatkarskiej kariery mojej żony Renaty, to ona byłaby na niej jedną z najlepszych zawodniczek w kraju. Występowała w klubach 1 i 2 ligi, ma też na swoim koncie tytuł wicemistrzyni Polski juniorek. W przypadku naszych dzieci głównie parametr fizyczne zadecydowały o ich boiskowej roli w seniorskiej siatkówce.

- Do pewnego czasu naprawdę szybko rosłam. Tak dobrze się zapowiadało, ale od czasu bycia nastolatką już właściwie nie poszłam w górę – mówi z uśmiechem Justyna. – W pewnym momencie musiałam zrozumieć, że mimo prób gry na rozegraniu czy przyjęciu, jedynie jako libero mogę marzyć o zrobieniu poważniejszej kariery. Z perspektywy czasu się z tego cieszę, bo tuż przed 20. urodzinami przeszłam bardzo poważną operację barku. Po niej lekarze wprost mi oświadczyli, że w przypadku gry na innej pozycji niż libero, już bym do siatkówki nie wróciła.

Zanim jednak Justyna profesjonalnie związała się z siatkówką, już jako dziecko przejawiała inklinacje do gry w obronie i przyjęciu. Pan Mariusz przywołuje w tym momencie historię, jaka miała miejsce podczas jednego z wakacyjnych wyjazdów rodziny Łysiaków do Chorwacji.

- Kiedy Justyna miała 6 lub 7 lat, odbijaliśmy piłkę na plaży i ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem – wyjaśnia. – Ona już wtedy odważnie się rzucała, ćwiczyła pady. Pewnego razu poszła pograć w siatkówkę ze starszymi od siebie. Na początku cały czas ją chronili i za nią odbijali, ale po kilku minutach to Justyna już przejęła inicjatywę.

Pozory mylą
Odwagą, choć w innym tego słowa znaczeniu, wykazywał się też podczas wakacyjnych wyjazdów młody Michał.

- Kiedyś zabrakło nam papieru toaletowego w łazience, a syn miał wtedy dopiero trzy lata – opowiada pan Mariusz. – Michał się o tym dowiedział i, wypychany przez Justynę, poszedł samemu do gospodarza obiektu rozwiązać sprawę. Mimo tak młodego wieku, zrobił to jak należy i wrócił z papierem. Za młodu samemu obsługiwał również moją kartę płatniczą. Pracownicy stacji benzynowych, szczególnie w Austrii, byli bardzo zdziwieni, kiedy tak po prostu wpisywał pin i dokonywał zakupów. Michał ma bardziej mój charakter – cały czas musi coś robić, nie cierpi pustki, w jego głowie jest tysiąc pomysłów i większość rzeczy chciałby zrobić już, natychmiast. Justyna jest spokojniejsza, bardziej opanowana. Kiedy wraca do Kluczborka, woli raczej spędzać czas w domowym zaciszu.

- Zawsze byłam lepiej zorganizowana niż mój brat – uzupełnia Justyna. – On lubi zostawiać sobie wszystko na ostatnią chwilę, podczas gdy ja skupiam się na odpowiednim zarządzaniu swoim czasem, szczególnie że od lat nie mam go zbyt wiele.
Nie znając jednak dobrze rodziny Łysiaków i oceniając ją tylko na bazie zewnętrznych obserwacji, te słowa mogą nieco dziwić. Podczas naszej rozmowy Michał jest bowiem raczej skryty. W obecności taty odpowiada krótko, w jego głosie słychać skromność. Z kolei wypowiedzi Justyny, z którą prowadzimy wideo czat, są znacznie bardziej rozbudowane. Widać po niej znacznie większe obycie z mediami.

- Wynika to z tego, że rozmowy z dziennikarzami to dla mnie zupełnie nowa sytuacja – podkreśla Michał.

Nierozpoznany, ambitny syn
Nie może to dziwić, skoro w seniorskiej siatkówce jest on obecny dopiero od kilku miesięcy. Do kadry pierwszej drużyny Mickiewicza został włączony przed sezonem 2020/21. Już teraz dostaje jednak sporo okazji do pokazania swoich umiejętności, szczególnie w grze obronnej.

- Zanim na stronie klubowej na Facebooku nie została podana oficjalna informacja, nic o tym nie wiedziałem – wyjaśnia Michał. – Któregoś dnia dostałem od taty wiadomość, żebym zajrzał do Internetu. Byłem wtedy niezwykle podekscytowany. Długo chodziłem po pokoju i starałem się uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

- Wiadomość przyszła od trenera, nie od ojca – dodaje z przymrużeniem oka pan Mariusz. – Już w poprzednim sezonie, kiedy jeszcze przymierzaliśmy Michała do roli statystyka, bardzo często z nami trenował. Kiedy ktoś doznawał kontuzji, zawsze był gotów do pomocy i radził sobie całkiem dobrze. Był też wyróżniającym się graczem juniorów, więc miejsca w seniorskiej ekipie absolutnie nie otrzymał z przypadku czy dlatego, że jest moim synem. Ma predyspozycje do bycia dobrym libero - jest szybki, sprawny i posiada przysłowiowe „czucie” w obronie. Musi jeszcze mocno popracować nad przyjęciem, ale wynika to z tego, że późno zaczął grać w siatkówkę. Do treningów nie trzeba go jednak motywować. Często sam z siebie prosi mnie, byśmy pojechali dodatkowo poćwiczyć na halę, kiedy reszta drużyny odpoczywa. Czasami naprawdę zamiast tego wolałbym odpocząć, szczególnie świeżo po meczu, ale z drugiej strony, ze względu na dobro Michała, nie jestem w stanie mu się oprzeć. Inaczej jednak sytuacja wygląda podczas naszych spotkań wyjazdowych. Wtedy każdy z nas ma odrębną przestrzeń. Czasami widujemy się jedynie w autobusie oraz w hali i to nam w zupełności wystarcza. Mamy do siebie pełne zaufanie.

Pół roku gry w rozgrywkach Tauron 1 Ligi to jednak wciąż za mało, by Michał wyrobił sobie rozpoznawalność nawet w samym Kluczborku.

- Pewnego razu podchodzi do mnie kibic i pyta: „skąd pan ściągnął na libero zawodnika, który ma tak samo na nazwisko?”. Wtedy odpowiedział mu inny pan, wyjaśniając, że to mój syn – tłumaczy szkoleniowiec Mickiewicza. – Nie była to pierwsza tego typu sytuacja, co wynika z tego, że wejście Michała do siatkówki przypominało skok do pędzącego pociągu.

Bez nauki ani rusz
Nie mógłby on jednak reprezentować barw kluczborskiego klubu, gdyby nie szło to w parze z edukacją. By rozwijać swoje siatkarskie umiejętności, zgodnie z wolą rodziców musiał podjąć studia. Wybrał logistykę na Politechnice Opolskiej.

– Kładziemy zresztą nacisk na to, by pozostali nasi zawodnicy również łączyli grę w siatkówkę z nauką – podkreśla pan Mariusz. - Sportowa kariera nie trwa wiecznie. Trzeba więc w odpowiednim czasie zadbać o to, by mieć plan na życie po siatkówce.
Państwo Łysiakowie kontynuowania nauki wymagają też od Justyny, choć jej raczej nigdy szczególnie nie trzeba było do tego namawiać. Zarówno w czasach szkoły podstawowej, gimnazjum oraz liceum była wyróżniającą się uczennicą. Teraz studiuje zarządzanie przedsiębiorstwem na Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu.

Już od długiego czasu mieszka ona jednak poza rodzinnym Kluczborkiem. Wyjechała z niego po zakończeniu gimnazjum. Otrzymała bowiem wtedy życiową szansę. Dostała się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. Z niej wiodła zdecydowanie krótsza droga na siatkarskie salony. Nad podjęciem decyzji Justyna długo się nie wahała.

- Od razu byłam zdecydowana na wyjazd – opowiada. - Rodzicom na początku nie było łatwo, ale też nie bali się, że sobie nie poradzę. Wiedzieli, że nauka w SMS-ie Szczyrk jest dla mnie częścią drogi do spełnienia marzeń.

Po zakończeniu pobytu w Szczyrku, Justyna w 2017 roku trafiła do ekstraklasowej Enei PTPS Piła, by rok później przenieść się do czołowego klubu w Polsce – Chemika Police. To właśnie tam doznała wspomnianej wcześniej poważnej kontuzji barku, która postawiła pod znakiem zapytania jej dalsze siatkarskie losy. Sama zawodniczka w tej trudnej chwili ani przez moment nie dopuściła jednak do siebie myśli, by jej przygoda ze sportem nagle mogła się zakończyć.

Optymiści
- Nie było dla mnie innej opcji niż powrót do siatkówki – mówi Justyna. – Takie nastawienie pomagało mi podczas każdego dnia żmudnej rehabilitacji. Na początku nie mogłam zrozumieć, czemu taki pech przytrafił się właśnie mnie. Jednocześnie ta kontuzja uświadomiła mi, że siatkówka to nie wszystko, a tylko jeden z elementów życia. Nauczyłam się też mocniej dbać o swoje zdrowie. Moja operowana ręka zapewne nigdy nie wróci do stuprocentowej sportowej sprawności, ale mam indywidualny system pracy, który ma jak najbardziej „ukryć” moje fizyczne ograniczenia.

Optymistycznym podejściem kierował się też pan Mariusz, kiedy w 2012 roku zakładał Mickiewicza. Z tym klubem, pełniąc cały czas podwójną rolę prezesa i trenera, w kilka lat awansował z 3 do 1 ligi, czyli na drugi poziom rozgrywkowy w Polsce. Od początku był przekonany, że reaktywacja męskiej siatkówki seniorskiej w Kluczborku zakończy się powodzeniem.

- Rozwijając nasz klub nie chcieliśmy i nie chcemy słuchać osób, które mówią, że coś się nie uda – opowiada sternik Mickiewicza. – Męska siatkówka w Kluczborku zawsze cieszyła się dużą popularnością. W przeszłości byli siatkarze KKS-u, jak np. Andrzej Solski czy śp. Rafał Dymowski, trafiali do reprezentacji Polski. Teraz również nasi kibice mocno żyją losami drużyny. Czasami jestem aż zdziwiony, jak dużo o niej wiedzą.

Muzyka i czterej pancerni
W wolnych chwilach od uprawiania siatkówki, wspólnym mianownikiem dla dzieci państwa Łysiaków jest muzyka. Bardziej komfortowo w tej dziedzinie czuje się Justyna, która bardzo dobrze radzi sobie z grą na keyboardzie.

- Teraz już trzeba ją do tego namawiać, ale nie jest to szczególnie trudne – wyjaśnia pan Mariusz. – Przy okazji świąt Bożego Narodzenia Justyna gra choćby kolędy, które wspólnie śpiewamy.

- Keyboard mam tylko w Kluczborku i rzeczywiście, zazwyczaj ograniczam się już tylko do kolęd – potwierdza Justyna. – Jeżeli mam trochę czasu, spróbuję też zagrać co innego, ale nie dzieje się to często. W Kaliszu zupełnie nie miałabym już kiedy tego robić.

Michał natomiast ma za sobą przygodę ze śpiewaniem.

- Tak naprawdę to zaliczyłem w sumie jednorazowy występ, na zakończenie roku w klasie maturalnej – mówi z uśmiechem i lekkim zawstydzeniem. – Śpiewałem wtedy piosenkę „Ostatni raz z moją klasą”.

- Michał rzeczywiście coś tam w szkole śpiewał, ale określenie „śpiew” jest tu mocno naciągane – dopowiada rozbawiona Justyna. – Na pewno jednak aktualnie robi to częściej niż ja gram na keyboardzie.

- Rzeczywiście, wokalne popisy Michała czasami nawet wzbudzają naszą złość. Dzieje się tak, kiedy około godz. 23 z góry naszego domu dobiegają okrzyki wojenne, a wszyscy chcą już odpocząć – dodaje, również z humorem, pan Mariusz.

- To nie tak, podobne sytuacje częściej zdarzają się przed meczami, kiedy chcę się odpowiednio pobudzić i nakręcić do walki – broni się Michał.

Kwestie muzyczne są jednak tylko dodatkiem w życiu rodziny Łysiaków. Chcąc nie chcąc każdego dnia motywem przewodnim jest w nim siatkówka. Czasem jednak i od niej każdy ma ochotę odetchnąć, w związku z czym w domu jest duże zapotrzebowanie na telewizory.

- Mamy w sumie cztery odbiorniki, ponieważ przy jednym walka o pilota byłaby jeszcze bardziej zaciekła niż o piłkę na boisku – puentuje pan Mariusz. – Samemu, kiedy tylko mam okazję, staram się oderwać od sportu. Wtedy najczęściej wybieram serial „Czterej pancerni i pies”. Oglądam go już chyba po raz 785, więc prawdopodobnie, tak jak siatkówka, nigdy mi się on nie znudzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W rodzinie Łysiaków z Kluczborka serca biją w siatkarskim rytmie [SYLWETKA, ZDJĘCIA] - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na kluczbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto